18 wrz 2013

Lektura
Skończyłam czytać "Los utracony" Imre Kertesza. Niełatwa to książka i na pewno nie relaksująca. Ale wciągająca w swym okropieństwie i prawdziwości. To wspomnienia 15-letniego chłopca, który trafia do obozu koncentracyjnego: najpierw- na krótko- do Oświęcimia, a potem do Buchenwaldu. Pozbawiona patosu, bardzo prawdziwa relacja próbuje odpowiedzieć na pytanie o granice ludzkich możliwości, opowiada o samoobronie ludzkiego ciała i ducha, który potrafi przystosować sie nawet do ekstremalnych warunków. Stają się one z czasem "normalne" , a każde odstępstwo od tej "normalności" razi i wywołuje zdziwienie. Autor przeżył ten koszmar, wrócił do domu. I nie skarży się. Z dziecięcą naiwnością przyjmuje to co dał mu los, bo jego doświadczenie było jednym z wielu w tej wojnie. Jest w tym nauka i wiara, że wszystko co nas nie zabije to nas wzmocni, ale też pogodzenie się z losem w każdej jego postaci.
Warto przeczytać, polecam.





Spokojnego tygodnia.

 

16 wrz 2013

Jesiennie
Dawno nic nie pisałam. Zaglądałam wprawdzie na Wasze blogi, ale nie mogłam zebrać się do napisania czegoś na swoim. Wróciłam do pracy po 3 tygodniach urlopu i od razu ruszyłam z kopyta , zebrało się trochę zaległości, a oprócz tego zbliżam się wielkimi krokami do najgorętszego miesiąca w mojej pracy-października. Więc przygotowuję się do niego jak mogę najrzetelniej. Po powrocie do domu czeka mnie gotowanie obiadu, sprzątanie, prasowanie i nagle robi się wieczór i na nic nie mam już siły.
Ale nie przeszkadza mi to cieszyć się ostatnimi promyczkami letniego słońca, wystawiam do niego twarz i pasę się tym ciepłem , by zapamiętać go na ciemne, zimowe miesiące.
Jesień nie jest dla mnie smutną porą. Uwielbiam kolorowe liście szeleszczące pod nogami, promienie słońca przebijające przez obsypane kolorami korony drzew, plątające się pod nogami kasztany, poranne mgły i rosę osiadającą na krzewach, wrzosy, astry, robienie przetworów na zimę... Jak niedźwiedź , powoli moszczę sobie wygodne legowisko na deszczowe dni i chłodne wieczory. Mam swój ulubiony fotel, obok regału z książkami, w którym zwijam się w kłębek i czytam, robię na drutach, oglądam filmy, delektuję się domową naleweczką. Książek zgromadziłam przez wiosnę i lato bardzo dużo, kupuję je nałogowo, więc będzie co czytać. Cały czas dziergam chusty , rozpocznę też robienie kominów i czapek na zimę , mam zamiar przygotować jakieś prezenty świąteczne . A naleweczki pozostały z zeszłego roku, a w słoju robi się tegoroczna- z owoców bzu czarnego. Dostałam go w tym roku bardzo dużo od znajomych. Cieszę się bardzo, bo w zeszłym roku zrobiłam próbnie 2 butelki soku z tych owoców i okazał się bardzo pomocny przy chorobach gardła. Działa napotnie, rozgrzewa, pomaga w leczeniu przeziębienia, bóli głowy. W tym roku więc zamówiłam więcej owoców i zrobiłam sok, dżemy bzowo-gruszkowe i nalewkę.
Podaję bardzo prosty przepis na sok:
3 kg owoców ( najlepiej obierać je z kiści widelcem)
1,5 l wody
1 kg cukru.
Owoce obrane z baldachów i delikatnie opłukane wrzucamy do garnka i zalewamy wodą. Gotujemy na małym ogniu  przez 2 godziny. Po tym czasie dodajemy cukier i znów gotujemy 2 godziny. Odcedzamy owoce, a sok przelewamy do butelek. Przechowujemy w ciemnym miejscu. Owoce przechowuję w słoikach, są bardzo słodkie i zajadam się nimi jak konfiturą.
Dokonałam tez trochę zmian kolorystycznych w mieszkaniu. Biele , niebieskości i granaty zastąpiłam kolorami jesieni. Ściany w pokoju wypoczynkowym są popielate. Dotychczasowe białe zasłony zastąpiłam popielatymi , dodałam nowe poduszki na kanapę , dynie ozdobne, miętową kankę, suszoną lawendę....
Zasłony, poduszki i kanka to nowe nabytki z IKEA. Niestety , zdjęcia robiłam wieczorem i kolory mogą być lekko przekłamane, ale popatrzcie:

Pozdrawiam gorąco i słonecznie , mimo szeleszczącego za oknem deszczu:)